Za własne mieszkanie w Warszawie średnio trzeba zapłacić 7700 zł od metra kwadratowego. Porównując oferty WGN z innych miast wojewódzkich, okazuje się, że mimo dekoniunktury stolicę od reszty kraju nadal dzieli przepaść cenowa. Dla przykładu – za cenę metra kwadratowego mieszkania w Warszawie można by kupić blisko 3 metry mieszkania w Gorzowie Wielkopolskim i ponad 2 metry w Łodzi. Z kolei najmniejszy dystans, jeśli chodzi o ceny, dzieli stolicę z Krakowem. Tu metr kwadratowy na rynku wtórnym jest tylko o 100 zł tańszy, na rynku pierwotnym różnica średniej ceny wynosi 1000 zł. Czy więc Warszawa i Kraków to najdroższe lokalizacje w Polsce? Nic podobnego – droższe mieszkania znajdziemy w takich miejscach jak Sopot, Zakopane czy Mikołajki.
Warszawa to jedno z tych dużych miast Polski, gdzie mieszkania używane są droższe od tych z rynku pierwotnego. Za metr kwadratowy na rynku wtórnym płacimy (na podstawie danych z WGN) 7700 zł, na rynku pierwotnym kosztuje on nieco ponad 6000.
Przykładowo – mieszkania w stolicy są średnio aż o 75 proc. droższe niż w Olsztynie, gdzie stawka metra kwadratowego lokalu używanego wynosi 4400 zł. Jeszcze większa przepaść dzieli stolicę i Łódź – mieszkania w Warszawie na rynku wtórnym są droższe średnio aż o 113 proc.! Średnie stawki w Łodzi wynoszą bowiem około 3600 zł od metra kwadratowego. Podobnie jest w Katowicach, gdzie średnie ceny z rynku wtórnego wynoszą 4000 zł od metra, co oznacza, że mieszkanie w Warszawie średnio jest droższe o 92 proc.
Nieco mniejsza przepaść dotyczy rynku pierwotnego. Średnia cenowa dla Katowic w ostatnich 2 miesiącach wynosiła 3600 zł, dla Warszawy 6000, czyli mieszkania w stolicy były droższe o 66 proc.
Największy jednak dystans cenowy dzieli Warszawę i jedną z dwóch stolic województwa lubuskiego. W Gorzowie Wielkopolskim średnio za mieszkanie na rynku wtórnym trzeba zapłacić 2800 zł / m kw. Oznacza to, że lokale w stolicy są aż o 175 proc. droższe, a za metr kwadratowy mieszkania w Warszawie można by kupić 2,75 m kw. lokalu w Gorzowie Wielkopolskim.
To największa różnica cenowa między stolicą a miastem wojewódzkim w Polsce. Spory dystans dzieli też ceny w Warszawie ze stawkami w miastach wojewódzkich ściany wschodniej. Przykładowo: mieszkania z rynku wtórnego w Białymstoku średnio kosztują 4500 zł od metra kwadratowego. To tyle samo, co w Rzeszowie i nieco więcej niż w Lublinie, gdzie średnia cena metra wynosi 4300 zł. Są więc tańsze o ponad 40 proc. od mieszkań w stolicy.
Jak wygląda porównanie Warszawy z innymi największymi miastami w Polsce, powyżej 500 tys. mieszkańców? Tutaj różnice, choć istotne, nie są już tak wielkie.
We Wrocławiu średnie ofertowe ceny kształtują się na poziomie 6000 zł za mieszkania z rynku wtórnego. W porównaniu do cen wrocławskich mieszkania ze stolicy są więc średnio o 28 proc. droższe.
Ciekawe jednak wypada porównanie cen na wrocławskim i warszawskim rynku pierwotnym – okazuje się, że tu to wrocławskie ceny są wyższe. W Warszawie średnia stawka wśród ofert WGN dla rynku pierwotnego wynosi 6000 zł, we Wrocławiu jest to 6600. Tak więc ceny nowych mieszkań ze stolicy Dolnego Śląska są wyższe od warszawskich o 10 proc.!
Te dane mogą zaskakiwać, ale są zrozumiałe, jeśli dokładnie porównać specyfikę rynku pierwotnego we Wrocławiu i Warszawie. Miasto nad Odrą, to – podobnie jak np. Poznań – jedna z tych dużych metropolii, gdzie to mieszkania nowe są droższe. Inaczej jest w Krakowie i Warszawie – tu lokale z rynku wtórnego są wyżej wyceniane.
Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedzi mogą być różne, ale wydaje się, że wynika to z dostępności nowych mieszkań w dobrych lokalizacjach. O ile w Krakowie czy Warszawie bardzo rzadko się zdarza, by deweloperzy budowali nowe osiedla w miejscach atrakcyjnych, blisko centrów (z racji zabudowy i planów miejscowych), o tyle wydaje się że w przypadku Poznania i Wrocławia ten problem jest mniejszy i więcej jest lokali nowych atrakcyjnie położonych. W Krakowie i Warszawie dobre położenie, blisko centrum itp., wiąże się częściej z kupnem mieszkania z drugiej ręki, co przesądza o tym, że to właśnie one są droższe.
W Poznaniu lokale z rynku wtórnego średnio wycenia się na 5200 zł, co oznacza, że te z Warszawy są droższe aż o 48 proc. Na rynku pierwotnym, podobnie jak w przypadku Wrocławia różnica cen jest już jednak minimalna. Średnie stawki dla Poznania wynoszą 5700 zł, co oznacza, że nowe mieszkania w Warszawie są tylko o 5 proc. droższe.
Bardzo podobne różnice dotyczą też Gdańska, natomiast dużym miastem, gdzie ceny mieszkań są najbardziej zbliżone do warszawskich okazuje się Kraków. W stolicy Małopolski średnio za mieszkanie z rynku wtórnego oferenci chcą 7600 zł, co oznacza, że te z Warszawy są tylko o 1,5 proc. droższe. Większa różnica dzieli oba miasta, gdy porównać stawki z rynku pierwotnego, wynosi ona około 1000 zł.
Oczywiście przepaść cenowa między stolicą a resztą kraju będzie jeszcze większa jeśli porównywać stawki warszawskie z tymi, jakie obowiązują w mniejszych miejscowościach. Czasem różnice sięgają 200 – 250 proc.
Myli się jednak ten, który sądzi, że to w Warszawie są najdroższe mieszkania w Polsce. Okazuje się, że stawki ze stolicy przebijają ceny, które można spotkać w najbardziej popularnych kurortach turystycznych, takich jak choćby Zakopane, gdzie średnie ceny wśród ofert WGN wynoszą aż 11 tys. zł za metr kwadratowy. Są więc wyższe od tych ze stolicy aż o 42 proc!
Podobnie ma się sytuacja jeśli chodzi o takie „mekki’ turystyczne w naszym kraju jak Sopot. O ile w przypadku Gdańska ceny były porównywalne do innych dużych miast i wyraźnie niższe od tych z Warszawy, o tyle te z Sopotu są wyraźnie wyższe od cen w stolicy. Średnie stawki na rynku wtórnym wśród ofert WGN z Sopotu wynoszą 8000 zł od metra kwadratowego.
Podobne oferty napotkamy w takich miejscowościach jak choćby Mikołajki, Międzyzdroje czy Hel. Ciężko tu mówić o średnich cenowych, bo ofert z tych lokalizacji jest bardzo mało, jednak potwierdza się prawidłowość, że mieszkania w takich atrakcyjnych turystycznie lokalizacjach, sprzedawane są głównie z myślą o kliencie biznesowym i z przeznaczeniem inwestycyjnym, co też przekłada się na bardzo wysokie – jak na polskie warunki – ceny.
Marcin Moneta / Analityk WGN